Zachciało się babie jaskini...






- Po co ci babo jaskinia? Tobie trzeba dzieci rodzić, a nie w czarnych dziurach brodzić.

-A jeżeli Ci powiem, że kocham góry ponad wszystko i pragnę poznawać ich topografię w najdrobniejszym szczególe, wspinając się na najwyższe szczyty i dotykając dna najgłębszych jaskiń – jak namiętny kochanek, który centymetr po centymetrze przemierza ciało kochanki, nigdy zgłębiania jej powabów nie mając dosyć.
Czy uwierzysz?

- A jeżeli Ci powiem, że szukam ludzi prawdziwych, więcej czujących i rozumiejących – więcej niż armia wytresowanych robotów przetaczających się codziennie ulicami, oślepłych od wgapiania się w TV i PC; o cielskach rozlanych, o siedzeniach sprasowanych 8-godzinnym grzaniem urzędniczego stołka, o głowach nabitych kupnem nowej bryki, o sercach bez serca.
Uwierzysz?

-A jeżeli Ci powiem, że szukam w jaskini mocnego ramienia, które przytuli moją głowę, w szary, beznadziejny poranek, kiedy wszystko wydaje się mieć jednakowy, wyświechtany smak.
Że szukam mięśni o takiej sile, które zdołają unieść mnie wysoko i ze mną przekroczyć próg... nadziei.
Uwierzysz?

-A jeżeli Ci powiem, że chcę zadać gwałt swej naturze i mimo mizernego uposażenia genowego, mimo lęku, który wyzwala drżenie kolan już na czwartym szczeblu drabiny, chcę wleźć w tą dziurę, ze strachu się zrzygać, przeżyć swoiste katharsis i urodzić się jeszcze raz...jako mały – wielki człowiek.
Uwierzysz?

-A jeżeli Ci powiem, że w jaskini szukam Boga, Tego Boga, którego widziałam w twoich oczach mamo, zanurzonego w kropelce twojej łzy, cicho sunącej po policzku; Boga, który drga mamo w twoich neuronach, gdy w nocy myślisz miłością – o nas.
Uwierzysz?

-A jeżeli Ci powiem, że szukam wolności – absolutnej i jedynej, a jaskinia podpowiada mi, że tak niewiele trzeba, by wolnym być.
Wystarczy...Wystarczy cichcem deltę otworzyć; upewnić się, czy nikt nie podgląda; szybko wysunąć pętelki liny, a potem już tylko ręce rozłożyć, bardzo gwałtownie zamachać nimi i w czeluść ciemną z impetem sfrunąć, Wolności – krzycząc – dodaj mi skrzydła, bo ziemska dola tak mi obrzydła.
Czy uwierzysz?
Dlaczego ciągle milczysz? Ty pewnie dobrze wiesz, czego ja szukam.




    Miałam szczery zamiar napisać tekst o jaskiniach, używając sformułowań precyzyjnych, że Pod Wantą było tak i tak, że takim a takim żlebem dotarliśmy do Czarnej, a wtedy pogoda była słoneczna. Jednak pamięć (a właściwie jej brak) zatarła szczegóły i nie pozostawiła faktów, konkretów ani nazw. Zostało tylko ogólne wrażenie, że było trudno i że ból koszmarny flakami skręcał, że na kolanach w ciemnych, mokrych dziurach tarzanie, że sińce wszędzie, jak po pobiciu, że upokorzenie, kiedy zawisnąć się zdarzyło na lążu (nie jeden zresztą raz).
    Ale właśnie wtedy, gdzieś u styku rdzenia i czaszki zaczęła się tlić radość niewypowiedziana, organiczna. Radość szepcząca do ucha: Maleńka – byłaś cienka, jednak przeżyłaś i teraz cieszysz się, że... jesteś.







I za to dziękuję przede wszystkim wspaniałym Instruktorom:
Jasiowi i Stasiowi,
Marcinowi i Kubie,
(których - sama nie wiem dlaczego - tak lubię),
życząc im jednocześnie na przyszłość bardziej „udanych” kursantek aniżeli autorka powyższych wypocin.



Asia Jastrzębska


2001-09-14



Kącik Kurasantów

Powrót do "Kurs"

Strona Główna