Inauguracja działu to wycieczka z 10.01.2005.
Zgadaliśmy się jakoś w Sobotę... To komórki, to GG, czy Skype, a już w niedzielę o 10.30 opuszczaliśmy nasz gród Kraka.
Nie jeden zapyta - dlaczego tak późno ?
odpowiedź jest oczywista ! - no przecież trzeba było się wyspać :)
Punktem zbornym była wysunięta placówka - mieszkanie Janka. Jankowy czerwony Matiz odpalił od pierwszego przekręcenia kluczyka - ciekawe czy tak też będzie w przyszłości?
Po wyjeździe za bramę czekamy na drugą część ekspedycyji - Mariusza z ekipą wiezioną Mariuszową Hondą. Nie ma ich jeszcze ! - sprawdzamy co się dzieje. Telefon - i odpowiedź - no proste: krakowski koloryt - giełda elektroniczna na Balickiej. Stoją w korku - korek nie wybiera czy jedziesz na giełdę czy do kumpla jak demokracja to demokracja - każdy musi stać.
Celem naszej mikro ekspedycji była - dobra zabawa ! Tak to pył podstawowy cel do którego uparcie dążyliśmy .
Wreszcie Janek wyposażył brykę w radyjko - można posłuchać muzyki :)
Mijamy Olkusz jedziemy dalej...
Pierwszym punktem 'programu' była Pustynia Błędowska. Pustynia już tylko z nazwy - co człowiek zabrał to i zwrócił
- lecz pozostaje troszkę nostalgii...
- Pustynia ?
- Więc gdzie te piachy, wydmy? - może zapytać obserwator.
Fatamorgana - tylko po mocniejszych trunkach /nie doświadczyliśmy tego zjawiska - może z powodu... braku trunków/.
Podjechaliśmy na Czubatkę 382 m n.p.m., która góruje nad Pustynią. Obecnie jest tu wieża obserwacyjna Lasów Państwowych(?), stoi w miejscu wcześniejszej wieży. Opodal są malownicze i już od lat wpisane w krajobraz ruiny budyneczku. Wieje jak cholera - wymarzony wiatr dla glajtowców - jakiegoś widzimy w perspektywie pustyni.
Jak się dowiadujemy Pustynia Błędowska zawdzięcza swoją nazwę XIX wiecznemu geografowi - popularyzatorowi Wacławowi Nałkowskiemu.
A powstała mniej więcej tak:
Kiedyś dawno, dawno temu w epoce lodowcowej, przyszedł sobie lodowiec i przyniósł piach i żwir. Potem ziarenka w klepsydrach sypały się powoli i powoli sączył się czas. W międzyczasie historycznym jakieś roślinki zdobyły piaskowe morza po zdobyciu tego zielonego przyczółku następnie wkroczyły drzewa. I było fajnie aż do XIII w. Wtedy to w pobliskim Olkuszu powstały kopalnie oraz huty srebra i ołowiu. Te ostatnie były opalane węglem drzewnym i drewnem, które to pozyskiwano z obszarów Pustyni Błędowskiej. Odsłaniano piasek, który nie był już dłużej zatrzymywany przez korzenie, spadała wilgoć. W czasie największych upałów piasek potrafił nagrzać się do temperatury nawet 70 0C. Co powodowało dalsze zmniejszenie roślinności. I w konsekwencji powstawanie pustyni.
Ciekawszą opowieścią wydaje się ta spychająca powstanie pustyni na lecącego diabła z workiem piachu, który to ponoć czart miał rozedrzeć worek o wieżę kościelną i rozsypać piach :)
Choć jest to największy w europie środkowej obszar o charakterze pustynnym to jednak w sensie klimatycznym nie jest to pustynia. Silny wiatr potrafił przemieszczać duże objętości piachu i wydm wkraczając niejednokrotnie na tereny zagospodarowane przez człowieka. By temu przeciwdziałać w latach 50 i 60 ubiegłego wieku zasadzono dużo roślinności, która w miarę upływu czasu zadomowiła się nienajgorzej. Ekspansja roślinności trwa nadal i teraz już nie uświadczy się opisywanych wcześniej trąb piaskowych...
Pustynia kurczy się z roku na rok, kiedyś szczyciła się powierzchnią 80km2 teraz ledwie 30. Niestety już na oko nie można nazwać tego obszaru Pustynią...
Pustynia jest podzielona przez przepływająca rzeczkę Przemszę na 2 części...
Ale to już inna historia zachęcam do sięgnięcia do monografii poświęconych temu obszarowi czy to w necie czy bibliotekach dowiemy się tam również, że pustynia była wywożona ! - tak wywożona na podsadzkę do zamykanych chodników w pobliskich kopalniach.
Ciekawa jest militarna historia tego obszaru Podobno już przed II Wojną Światową ćwiczyło tu wojsko . W czasie wojny Pustynie przejął we władanie Afrika Korps przekształcając ją w poligon doświadczalny. Teren ten był wizytowany przez Erwina Rommela . Z tego okresu pochodzą też budyneczki na Czubatce choć nie ma jednoznaczności, niektórzy przypisują je Wojsku Polskiemu - jak było - któż to wie ? PODOBNO kiedyś stała tu wieża spadochronowa - podobno bo nie doszukałem się tej wzmianki w żadnej literaturze, a tylko jest to wiadomość ustna od jakiegoś spotkanego mieszkańca Kluczów. Z innej strony pustyni obok miejscowości Chechło na górze Dąbrówka (355 m.n.p.m) jest mały poniemiecki bunkierek.
Po wojnie i zdaje się formalnie do dziś jest to teren Wojska Polskiego. Pomimo wielu akcji rozminowywania można znaleźć jakieś żelastwo, które może przy drażnieniu się z nim zrobić krzywdę...
Naszym następnym przystankiem była miejscowość Ryczów, gdzie zaparkowaliśmy nasze środki transportu. Udaliśmy się na wycieczkę do jam. Tereny bardzo ładne wprost prześliczne. Roślinność nie może się zdecydować czy to Zima czy już jednak Wiosna - nie można jej winić - śniegu ni na lekarstwo, słoneczko i wysoka temperatura - organoleptycznie stwierdzono - WIOSNA !
Tylko silny wiatr troszkę rozwiewał włosy i zmuszał do używania nakrycia głowy. Niestety cały piękny obraz mąciły wielkie hałdy śmieci wysypywanych prosto do lasu... Podobno jesteśmy w okolicach rezerwatu Straszykowe (Straszakowe) Skały i Ruskie Góry.
Ze śmiećmy tymi wiatr tańczył w szalonym uścisku, by po jakimś czasie porzucić zwiększając zaśmiecenie. Gospodarze dopełniają obrazu szczątkami padliny. Lecz gdy przymkniemy jedno oko - nie namawiam do akceptacji szkodliwego zjawiska - możemy cieszyć się pięknem przyrody.
Idziemy przez las porastający piaszczyste podłoże. Gdzieniegdzie widać doły, z których autochtoni czerpią piasek do budowy domów.
Zołza opowiada anegdotę /ponoć autentyczną/ będąc na zajęciach z gleboznawstwa prowadząca pyta jaka to gleba, biorąc z wykopu w rękę garstkę ziemi. Wokół cisza nikt nie chce się wychylić. Prowadząca chcąc pomóc studentów podpowiada pytaniem: No jak to Mada ? Wtem z dalszych szeregów studentów dobywa się teatralny szept ... Mada Fu...ka
Idąc przez las dochodzimy do wąwoziku w Ruskich Górach. Pierwszym obiektem była Jaskinia W Straszykowej Górze. Piękna jama - po odkryciu nowych partii jedna z ładniejszych na Jurze.
W nowych partiach znajdujemy fantastyczne twory przyrody - niezniszczone partie posiadające formy naciekowe. Widać tam gdzie się trzeba schylić każdy już /na szczęście/ nie dochodzi - dochodzą ludzie z pasją mający przeważnie jakieś umiłowanie przyrody. Niestety w partiach przyotworowych, w środku jamy jak widać po śladach są palone wielkie ogniska ..., małe takie niekopcące takie zrozumieć łatwiej. Choć palone nawet na zewnątrz w okolicach otworu mogą wprowadzać dym i podnosić temperaturę co nietoperzom /objętym ochroną gatunkową/ nie służy najlepiej. Może dla tego nie widzieliśmy żadnego, lecz też jest możliwe, że ta jama jest za mała by w niej zimowały. Trzeci możliwy powód sądząc po temperaturze mamy już wiosnę.
Opis jamy na stronie SKTJ
W wąwoziku przylegającym do jaskini widzimy hałdy śmieci przywiezione jakimś pojazdem worki foliowe, butelki, eternit ... Nie jest to najlepiej pojmowana ochrona przyrody
Jak widać każdy może być syfiarzem niezależnie od pochodzenia czy zainteresowań...
Ciekawe dlaczego w Austrii nie napotykamy takich wysypisk .... choć we Francji już tak, ale na mniejszą skalę.
Nie da się zmienić świata - kształtowanie świadomości musi trwać...
Następnie udaliśmy się pod betonowy obelisk na skałkach - najwyższy punkt w okolicy - słup triangulacyjny czy może niwelacyjny (485 m n.p.m.) z czasów gdy geodezja opierała się o siatkę takich punktów /gdy w geodezji nie wykorzystywano jeszcze sygnałów GPS/. W sumie skąd niby miały się wziąć satelity w czasie II Wojny Światowej bo pochodzenie tego słupa jest ewidentnie niemieckie. Ten postument góruje nad mikro wąwozikiem, wspaniałym miejscem na plenerowe imprezki - gdzie bawili się właściciele 3 motocykli.
Pięć minut ścieżką dalej i jesteśmy przy Jaskini z Kominem gdzie poprzeciskaliśmy się kilkoma korytarzykami, przechodząc umiarkowane ciasnoty. Niestety kominek zwęża się tak, że uniemożliwia wyjście nim ... Wychodzi na szczycie w postaci zarośniętej trawą szczeliny. Ze szczytu oglądaliśmy wieczorną słoneczną toaletę - słońce właśnie przybierało wieczorny pomarańczowy szlafrok - znak, że już niedługo pójdzie spać...
Opis jamy na stronie SKTJ
Następnie pochód nietypowo ubranych postaci opuścił Jaskinię z Kominem wędrując przez łąki i las by po raz ostatni dzisiaj uzupełnić strój poprzez założenie hełmu - byliśmy już pod Jaskinią w Zamczysku. Jama wymaga użycia sznurka i zwiedzając tak z 'zapalniczką w ręce' można sobie zrobić krzywdę lub opuścić ten świat. Użyliśmy sznurka - nikt jeszcze nie wykupił biletu na prom przez rzekę Styks... . Tu kończyła się jaskiniowa część wycieczki.
Opis jamy na stronie SKTJ
Gdy już słonko położyło się w sobie tylko znanym miejscu, oglądnęliśmy w świetle latarek ruiny Strażnicy Królewskiej w Ryczowie.
Samo dojście w nocy po śliskim terenie nie jest polecane dla ogółu - jak to mówią w TV - nie próbujcie robić tego sami ! Choć widok ze wzgórza, na którym stoi strażnica jest zacny. Skałka, na której ufundowano strażnice znacznie góruje nad terenem - z pozostałości pomieszczenia widzimy czubki drzew oraz miejscowość Ryczów. Na podstawie badań archeologicznych snuje się przypuszczenie, że zamek ów, a właściwie strażnica mieszkalno - obronna powstała u schyłku XIV w...
Reszta w necie - zachęcam do poszukania informacji i odwiedzenia miejsca w naturze. Choć już niekoniecznie do wychodzenia na skałkę - można zrobić sobie krzywdę!
Niestety po dojściu do parku samochodowego, Mariusza wzywały czynności ojcowskie i wycieczka podzieliła się. Mariusz wrócił do Krakowa, a załoga Matiza pojechała dalej.
Po przejechaniu kilkunastu kilometrów podziwialiśmy ruiny zamku w Smoleniu. Pomimo późnej pory byliśmy za wcześnie - nie udało się nam porozmawiać lub nawet zauważyć obecności jakiejś Białej Damy lub innej Damy w dowolnym kolorze...
Pierwsze fortyfikacje wzgórza w Smoleniu datuje się na drugą połowę XIII wieku wtedy jeszcze miejscowość tą nazywano Pilczą...
Reszta do przeczytania na stronach traktujących o zamkach.
Kilka lat temu wykonano klamry i łańcuchy ułatwiające wyjście na plato powstałe po ruinach pomieszczeń przylegających do wieży. Łańcuchy te choć silne były jednak za słabe .... I widać komuś się przydały ... może jakiemuś pokutującemu duchowi by nimi mógł dzwonić...
Szkoda, dla nas nie stanowiło to przeszkody, lecz dla przeciętnego turysty będzie to przeszkoda uniemożliwiająca oglądanie okolicy z tego przepięknego miejsca położonego w środku lasku. A widać stąd wiele, od drzew porastających wzgórze do pięknych terenów pagórkowatego krajobrazu... Po chwilowym podziwianiu niesamowitych ruin i piękna rozgwieżdżonego nieba opuściliśmy ten zamek.
Jadąc w kierunku Skały na ostatnim zakręcie przed wjechaniem do tej miejscowości można zauważyć drogowskaz GRODZISKO. Polecam wszystkim udanie się za tym drogowskazem. Na początku jedziemy asfaltem wśród pól, lecz po pewnym czasie ten asfalt zanika by przeobrazić się w szutrowo-kamienistą drogę. Po przejechaniu otwartego szlabanu wjeżdżamy w zalesiony teren i gdy zobaczymy kościółek należy się zatrzymać na mikro-parkingu. Jesteśmy na Długiej Skale, zwanej "Kamieniem".
Wchodzimy przez ciekawą bramę by zwiedzić Samotnię bł. Salomei. Na placyku po przekroczeniu bramy trafiamy na słup, na którym stoi figura św. Klary, a wcześniej w tym miejscu była patronka tego miejsca bł. Salomea. Słup ma inskrypcje jak większość występujących tu budowli. Napisy te są nadgryzione zębem czasu co stanowi między innymi o uroku tego miejsca. Uważny obserwator może dostrzec w pobocznicy walca tworzącej słup nacięcia, po chwili zastanowienia wywnioskuje, że jest to zegar słoneczny (zegar cieniowy) - okrągła kolumna w czasie gdy operuje słońce zawsze jest w połowie oświetlona, a w połowie ukryta w cieniu - ta magiczna granica światło cienia jest wskazówką wyznaczająca godzinę.
Przechodzimy dalej widzimy przepiękną budowlę - cudowny kościółek pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP i bł. Salomei. Teraz zamknięty - w końcu przybyliśmy późnym wieczorem - lecz widzieliśmy go już wcześniej w świetle dnia. Po przejściu przez otwartą bramę czuć niesamowity klimat - miejsce to zachęca do zadumy i modlitwy.
Po tych czynnościach nie można pozostać obojętnym dla piękna tego miejsca - dzikości natury wspaniale współgrającą z budowli wzniesionych ludzkimi rękami.
Jedna z kapliczek na tyłach kościółka jest stylizowana na grotę skalną, a może to jest to wnęka skalna z naturalnymi naciekami... Jak możemy się dowiedzieć grota ta nazywa się: 'Grota Ogrodu Getsemańskiego'. Kościółek otoczony jest ceglano wapiennym murem, na którym stoją posągi członków rodziny bł. Salomei i Henryka Brodatego. Piaskowcowe rzeźby ukazują nam postacie:
Henryka Brodatego (przeniesiona obecnie do wnętrza kościoła więc jej teraz nie widzieliśmy),
św. Jadwigę Trzebnicką - żonę wyżej wymienionego Henryka,
Bolesława Wstydliwego - brata Salomei,
bł. Kunegundę - żonę Bolesława Wstydliwego,
Kolomana Węgierskiego króla Halickiego - męża bł. Salomei.
Vis a vi Groty Ogrodu Getsemańskiego w murze kościelnym jest bramka. Po przekroczeniu tej furtki dostrzegamy następną bramę i tuż za nią na małym plato... widzimy nieoczekiwany orientalny element. Biały słoń, z jego grzbietu wyrasta ostrosłup, na którego zwieńczeniu jest Matka Boska. Można na obelisku doszukać się jakiś wyrytych znaków, niestety nie są one zbyt czytelne. Ponoć kiedyś z trąby słonia tryskała woda i tworzyła małą fontannę - szkoda, że nie możemy tego zobaczyć... musiało to być piękne, a woda pewnie miała jakieś ciekawe właściwości... Podobno pod obeliskiem ma się znajdować wykuta w skale studnia - czy to tylko legenda ? Któż to wie. Miejsce to ma pewnie o wiele więcej tajemnic...
Dalej - tuż za obeliskiem znajdujemy trzy domki modlitw - niewielkie cele także stylizowane na naturalne grotki:
św. Jana Chrzciciela,
Zaśnięcia Matki Boskiej
św. Magdaleny
Dalej za budynkiem modlitw jest platforma widokowa. Miejsce to jest umieszczone na wierzchowinie skały górującej nad doliną. Pod nami widać wijącą się asfaltową drogę prowadzącą do Ojcowa, a zaczynającą się w miejscowości Skała. Schodzimy poniżej prawie naturalnymi schodami ułożonymi z kamienia i nadszarpniętymi już zębem czasu, lecz jakże wspaniale harmonizującymi z tym otoczeniem.
U celu ścieżki natrafiamy na kaplicę - można dojrzeć wnętrze prze niewielką szczelinę umieszczoną w drzwiach na wysokości oczu. W sumie źle to nazwałem nie jest to kapliczka a właściwa pustelnia - bł. Salomei. Naszym oczom w wielkim półmroku ukazuje się mały ołtarz... reszty nie widać choć podobno jest tam i kamienne łóżko bł. Salomei.
W zespól architektoniczno - kościelny wchodzi jeszcze dom prebendarza.
Miejsce to wywarło na mnie niezapomniane wrażenie - niby po prostu piękne miejsce - ale chyba jednak jest to coś więcej, jest tam jeszcze cudowna, niepowtarzalna atmosfera...
Za jakiś czas odwiedzę to miejsce ponownie, opisze więcej i zrobię fotki.
Grodzisko było już ostatnim punktem programu troszkę dorzuconym spontanicznie. Wkrótce pewnie będzie następna wycieczka...
Obelisk przed 'Basilica di Santa Maria sopra Minerva' którym mogli być inspirowani twórcy obelisku w samotni:
http://www.basilicaminerva.it/storia/storia.htm
http://roma.katolsk.no/mariaminerva_images.htm
|