MONTENEGRO
wyprawa do Czarnogóry
sierpień 2006


© S. Wasyluk     Czarnogóra to niewielkie państwo w Europie południowej o powierzchni 13 812 km2, leżące na wybrzeżu Morza Adriatyckiego i graniczące z Serbią (i wchodzącym w jej skład Kosowem), Chorwacją, Bośnią i Hercegowiną oraz Albanią. Czarnogórę zamieszkuje nieco ponad 646 tys. ludności. Do niedawna Czarnogóra tworzyła federację z Serbią (Serbia i Czarnogóra).
     W wyniku przeprowadzonego referendum niepodległościowego (21 maj 2006 r.) zadeklarowano zerwanie dotychczas istniejącego związku federacyjnego z Serbią.
Ostatecznie parlament kraju proklamował niepodległość 3 czerwca 2006 roku.
28 czerwca 2006 roku Czarnogóra została przyjęta do Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Przeważającą część powierzchni kraju stanowią tereny górzyste.

    O Czarnogórze i polskich wyprawach eksploracyjnych w tamtejsze rejony krasowe słyszeliśmy nieraz podczas corocznych Speleokonfrontacji. Często też, podczas naszych spotkań przy piwie, słuchaliśmy barwnych opowieści o wyjazdach do jaskiń Serbii i Czarnogóry snutych przez Mirona i Agatę, którzy są częstymi bywalcami tamtejszych stron.© S. Wasyluk Nawet nie podejrzewaliśmy, że uda nam się pojechać tam w tym roku.
Wyjazd do Czarnogóry okazał się możliwy gdy okazało się, że Kaja, moja "Mała Żonka", może wziąć dłuższy i przede wszystkim płatny urlop w pracy. Dowiedzieliśmy się o tym stosunkowo późno w momencie, gdy nie liczyliśmy już na jakikolwiek dłuższy wyjazd, ale udało się i - jak to mówią - lepiej późno niż w cale. Skorzystaliśmy więc ochoczo z zaproszenia Mirona i Agaty do wzięcia udziału we wspólnej wyprawie.
Gdy ustalił się już skład osobowy naszej, ostatecznie dziewięcioosobowej ekipy, przygotowania do wyprawy zaczęły nabierać tempa.
Po zgromadzeniu niezbędnego sprzętu i zapasów żywności na około dwa tygodnie działania i upchnięciu tego wszystkiego do dwóch samochodów (co było nie lada wyczynem) wreszcie ruszyliśmy.


         DZIEŃ PIERWSZY

    Z Krakowa wyjeżdżamy busem Marcina Gali i fordem Mirona.
Ruszamy o 130 w nocy, gdy w końcu jakimś cudem udaje się upchnąć cały dobytek w samochodach.
W fordzie Mirona wyładowanym po brzegi sprzętem i jedzeniem jedziemy w piątkę z kolanami pod brodą, względny komfort ma tylko kierowca. Na co większych nierównościach drogi zdzieramy podwozie krzesząc snopy iskier.
Po czterech godzinach takiej mordęgi, już na Słowacji, postanawiamy zrobić przepak. Wszystkie liny zalegające dotąd na podłodze samochodu i pod fotelami lądują w plecakach przywiązanych do bagażnika dachowego. Komfort jazdy znacząco wzrasta.
O dziesiątej jesteśmy w Budapeszcie a około 18 przedzieramy się przez zatłoczony Belgrad. Przed nami jeszcze około 500 km jazdy serbskimi i czarnogórskimi drogami.


         DZIEŃ DRUGI

    Około drugiej w nocy przekraczamy przejście graniczne z Czarnogórą. W głąb Durmitoru (patrz mapa) docieramy szutrową drogą o 430© S. Wasyluk nad ranem po 27 godzinach męczącej jazdy, przerywanej tylko krótkimi postojami na rozprostowanie kolan i jakieś szybkie żarcie. W pobliżu przełęczy Sedlo na trawiastej łączce, zmęczeni zaszywamy się w śpiworach.
Wstaje słoneczny ranek. Leżę w śpiworze i spoglądam na muskane słońcem wierzchołki durmitorskich szczytów.© S. Wasyluk
     Durmitor to góry wapienne, stanowią jedno z pasm Gór Dynarskich. Durmitor to również jeden z czterech parków narodowych Czarnogóry, wpisany przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego.
Około dziesiątej zjadamy śniadanie i po spakowaniu części dobytku ruszamy z pierwszym transportem. Po godzinnym podejściu rozstawiamy pierwsze namioty w miejscu zwanym Valoviti Do. Schodzimy na Sedlo. Około 13 Miron z Agatą zjeżdżają do pobliskiego miasteczka Żabljak po Darka Fuję i ekipę warszawską. My natomiast czyli Kaja, Adziach i ja wykonujemy jeszcze dwa transporty dobytku do naszej górskiej bazy. Późnym popołudniem w obozie zjawiają się Miron, Agata, Darek i grupa warszawska (Marcin Gala, Alicja Podobińska, Mirosław Machulak).


         DZIEŃ TRZECI

    Jest pochmurny ranek. Adziach, Kaja i ja ruszamy do Samo Lepo. Jaskinia ta została© S. Wasyluk odkryta przez AKG dwa lata wcześniej i wyeksplorowana do ponad 300 m głębokości. Poręczujemy jaskinię do około
- 130 m i zaglądamy po drodze do dwóch niesprawdzonych studzienek w meandrze.
Pierwsza z nich kończy się ślepo. Druga doprowadza nad krawędź kaskadki z dna której kontynuuje się bardzo ciasny meanderek.
Pokonuje go samotnie Kaja i zatrzymuje się na krawędzi około 8m studzienki.
       W tym samym czasie Miron, Agata, Darek i ekipa warszawska prowadzą eksplorację powierzchniową w Ledeni Do namierzając kilka ciekawych problemów.


         DZIEŃ CZWARTY

    Znów idziemy do Samo Lepo, tym razem w zwiększonym składzie. Miron, Agata i Darek poręczują© S. Wasyluk jaskinię do dna i sprawdzają końcowy meanderek. Przechodzi go samotnie Agata stając w końcu nad kilkumetrowym prożkiem. Pozostałej części ekipy nie udaje się pokonać kluczowego zwężenia. Kaja i ja ruszamy natomiast do meandra odkrytego dzień wcześniej, z zamiarem zjechania studzienki na jego końcu. Niestety mimo usilnych prób nie jestem w stanie pokonać zetowatego zakrętu w połowie meandra i nasza eksploracja kończy się. Owocem walki w meandrze są wykonane pomiary - do zetki i potargany kombinezon. Grupa ze Speleoklubu Warszawskiego eksploruje w tym czasie Jaskinię Muminków znalezioną dzień wcześniej w Lodowej Dolinie (Ledeni Do). Adziach robi sobie dzień bazowy.



         DZIEŃ PIĄTY

    Do Samo Lepo idziemy w składzie: Adziach, Kaja i ja.
Naszym zadaniem jest odszukanie interesujących problemów na odcinku od -130 do dna. Niestety mimo wciskania się prawie w każdą dziurę nie znajdujemy nic interesującego. Na powierzchnię wychodzimy kompletnie przemoczeni lejącą się w studniach wodą po
8 godzinach akcji.
       W tym samym czasie zespół warszawski dociera w Jaskini Muminków na głębokość 61 metrów, zamykając negatywnie eksplorację w końcowej sali bez możliwości kontynuacji. Agata, Miron i Darek eksplorują powierzchniowo. Wieczorem zaczyna padać.


         DZIEŃ SZÓSTY

    Namioty toną we mgle przewalającej się wśród skalnych załomów i want. Cały dzień leje. Życie obozowe skupia się głównie w namiocie bazowym na kolejnych herbatkach, rozmowach, czytaniu i gotowaniu. Marcin Gala schodzi do Żabljaka, gdzie po ponad trzech godzinach marszu dociera kompletnie przemoczony.


         DZIEŃ SIÓDMY

    Miron, Agata i Darek schodzą do Żabljaka po chleb i lokalną śliwowicę. Reszta, korzystając z krótkotrwałej poprawy pogody, suszy na słońcu ubrania i sprzęt oraz układa w przedsionku bazówy kamienną podłogę, zakrywając kląskające błoto. Po południu pogoda psuje się, obóz znów tonie w chmurach. Na górę wracają Miron, Agata, Darek i Marcin. Wciąż jeszcze nie pada. Do Ledeni Do na eksplorację powierzchniową rusza Marcin, Mirek i Alicja. Reszta ekipy również uderza na eksplorację powierzchniową.
W Surutce znajdujemy ciekawy problem. Po odgruzowaniu i oczyszczeniu otworu Agata zjeżdża kilkunastometrową studzienkę, stwierdzając kontynuację.
© S. Wasyluk © S. Wasyluk © S. Wasyluk

         DZIEŃ ÓSMY

    Nad okolicznymi szczytami przewalają się ciężkie chmury. Wieje, mży i jest ponuro. Obóz tonie we mgle. Na zdjęcia i reporęcz Samo Lepo udają się Marcin, Mirek i Alicja.
Do problemu w Surutce znalezionego wczoraj idą Miron z Darkiem. Na głębokości 27 m studnia kończy się ślepo.
Agata, Adziach, Kaja i ja ruszamy natomiast na rekonesans za grań Vjetrna Brda - do miejsca o nazwie Police. Sprawdzamy część lejów krasowych powyżej drogi wiodącej z Sedla do Urdeni Do. Wieczorem zaczyna lać i pada całą noc. Przed udaniem się do namiotów kładziemy bazówę, aby nie została zniszczona przez porywiste podmuchy wiatru. W nocy wieje tak mocno, że obawiam się o namiot. Długo nie mogę zasnąć.


         DZIEŃ DZIEWIĄTY

    Nocna nawałnica położyła namiot Adziacha, który zmuszony był przenieść się do Mirona i Agaty. W dzień wcale nie jest lepiej, deszcz zacina prawie poziomo, przez obóz przewalają się nasiąknięte wilgocią chmury, gnane podmuchami porywistego wiatru. Życie koncentruje się w reanimowanej bazówie i okolicznych namiotach. Parzymy kolejne herbatki, i kawy, podjadamy, czytamy różnoraką literaturę, rozmawiamy, podpieramy bazówkę, podsypiamy itp. Wciąż leje. Na noc znów składamy namiot bazowy i obciążamy go sprzętem i wantami.
© S. Wasyluk © S. Wasyluk © S. Wasyluk

         DZIEŃ DZIESIĄTY

     Po nocnej intensywnej zlewie ranek wstaje pochmurny, lecz już nie pada. Wieje też zdecydowanie mniej.
Ja i Kaja oraz Miron z Agatą ruszamy na eksplorację powierzchniową do Ledeni Do. Około południa gdzieniegdzie na niebie pojawia się błękit, a z za chmur wychodzi słońce. Razem z Kają znajdujemy kilka interesujących problemów, które niestety po bliższym sprawdzeniu kończą się ślepo. Agata z Mironem znajdują interesujący obiekt w postaci studni rozwiniętej na szerokiej szczelinie. Agata zjeżdża w niej około 40 metrów i kończy jej się lina. Do problemu zamierzają wrócić następnego dnia.
Darek i Adziach sprawdzają zbocza pomiędzy szczytem Minin Bogaz a przełęczą Trojni Prevoj.


         DZIEŃ JEDENASTY

    Adziach i Darek kontynuują eksplorację powierzchniową w tym samym rejonie, co dzień wcześniej.
Kaja, Mirek i ja wchodzimy na Bobotov Kuk ( 2523 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Durmitoru. Do obozu wracamy wieczorem przez Sagorele Ploče, Lokvice i Zeleną Lokvę. Miron, Agata i Marcin prowadzą eksplorację studni, w której poprzedniego dnia skończyła się Agacie lina. Problem zamyka się niedostępną szczeliną na głębokości około 80 m. W trakcie eksploracji znajdują starą baterię z lat 70-tych.
© S. Wasyluk © S. Wasyluk © S. Wasyluk

         DZIEŃ DWUNASTY

    Agata, Miron, Adziach, Kaja i ja prowadzimy eksplorację powierzchniową na wschód od obozu. W trakcie poszukiwań udaje się nam znaleźć około 40 metrową studnię, położoną w pobliżu bezimiennego szczytu o wysokości 2419 m n.p.m. Zapisujemy jej lokalizację w GPS. Do obozu schodzimy przez Ledeni do. Ekipa warszawska i Darek Fuja znoszą część dobytku do Żabljaka i wypoczywają w bazie korzystając z pięknej pogody.


         DZIEŃ TRZYNASTY

    Znów kolejny pogodny dzień. Marcin i Darek sprawdzają studnię znalezioną przez nas poprzedniego dnia. Niestety po zjechaniu ponad 40 m okazuje się ślepa. Reszta ekipy zwija wyprawowy obóz i retransportuje sprzęt na przełęcz Sedlo do samochodów. Późnym popołudniem zwozimy dobytek z przełęczy na kemping w Żabljaku, a wieczorem idziemy całą wyprawową ekipą do knajpy na piwo.


         DZIEŃ CZTERNASTY

    Ekipa warszawska i Darek Fuja wracają do Polski. My natomiast, czyli Agata, Miron, Adziach, Kaja i ja jedziemy do Kanionu Mrtvicy, oddalonego około 100 km od Żabljaka. Kanion ten, o długości 9 kilometrów obfituje w liczne wywierzyska, a jego ściany dochodzą miejscami do 1100 m wysokości. Po drodze oglądamy również most na Tarze (wysokość najwyższego przęsła w stosunku do lustra wody: 149 m). Na kemping w Żabljaku wracamy około dziesiątej wieczorem.
© S. Wasyluk © S. Wasyluk © S. Wasyluk

         DZIEŃ PIĘTNASTY

    Wstaje kolejny piękny dzień. Po niezbyt wczesnym śniadaniu pakujemy dobytek i opuszczamy kemping w Żabljaku.
Nad Adriatyk docieramy około siedemnastej. Mimo popołudniowej pory panuje nieznośny upał. Noc spędzamy na kempingu w pobliżu miejscowości Sveti Stefan. Jest gorąco, śpimy nawet nie próbując przykrywać się śpiworami. Upragniony chłód nadchodzi dopiero tuż przed świtem i trwa dopóki nie wzejdzie słońce.


         DZIEŃ SZESNASTY

    Z bezchmurnego nieba leje się żar. Dzień upływa nam na plażowaniu i morskich kąpielach. Pod koniec dnia mamy dość słońca i z ulgą witamy niewielkie chmurki, które coraz częściej zakrywają tarczę słoneczną. Nadchodzi kolejna gorąca noc, podczas której trudno nam zasnąć.


         DZIEŃ SIEDEMNASTY

    Wstajemy skoro świt. Zwijamy naszą bazówkę i po upchnięciu dobytku w samochodzie ruszamy w kierunku kraju.
Na nasze szczęście jest pochmurno. Po drodze zwiedzamy Kotor, jedno ze starych portowych miast Czarnogóry. Jedziemy przez Bośnię i Hercegowinę. Widok zniszczeń wojennych robi na mnie przygnębiające wrażenie. Mimo że od zakończenia wojny na Bałkanach upłynęło już ponad 10 lat, wszędzie pełno ostrzelanych i wypalonych budynków. Mijamy Dubrownik i Sarajewo, zapada zmierzch, a później nadchodzi noc, skrywając przed naszymi oczami ślady wojny. Do Krakowa docieramy następnego dnia około piętnastej po 31 godzinach jazdy przerywanej tylko krótkimi odpoczynkami.
© S. Wasyluk © S. Wasyluk © S. Wasyluk





Wwyprawie do Czarnogóry udział wzięli:

Mirosław Latacz "Miro" - kierownik ..... foto
Agata Maślanka ..... foto
Łukasz Krajewski "Adziach" ..... foto
Kaja Fidzińska - wszyscy z AKG Kraków ..... foto
Stanisław Wasyluk "Bori" (KKTJ) ..... foto
Dariusz Fuja (SSE "KARAKORUM") ..... foto
Marcin Gala (SW) ..... foto
Mirosław Machulak (SW) ..... foto
Alicja Podobińska (SW) ..... foto
Napisz do autora:

Stanisław Wasyluk

Wyprawa odbyła się w dniach 05 - 22. 08. 2006 r.




Galeria zdjęć