Kanion Mrtvicy - Czarnogóra 2008



25.01.2008
     Wyprawę zaczynamy wyjazdem spod Kraba. Polskę przejeżdżamy bezproblemowo, Słowacja, Węgry, Chorwacja, Bośnia, Serbia, Bośnia i w końcu Czarnogóra, ale nie do końca.
     "Nasze auto znikło!" zauważyła pani kierowniczka gładząc się delikatnie ... Naszą odpowiedzią na błyskotliwe spostrzeżenie koleżanki był gromki śmiech.
    Nie długo jednak delektowaliśmy się dobrą atmosferą. Widok drugiego samochodu naszej ekipy w zaroślach poza drogą przysporzył nas o dreszcze w najmniej odpowiednich częściach naszych muskularnych i spoconych ciał .
     Faktycznie kierowca drugiego samochodu postanowił spróbować jak prowadzi się śpiąc. Nie wiem co mu, a raczej jej strzeliło do głowy ale zabawa na pewno była przednia.
    Dzięki rewolucji przemysłowej oraz rozwojowi nauki i techniki, na skutek których wynaleziono dźwig, a także dzięki gościnności tubylców udało się wyciągnąć nasz automobil z rowu koleżanki. A raczej z rowu do którego koleżanka raczyła wjechać. Po 11 godzinach znowu jesteśmy w trasie, o 20.00 docieramy na miejsce biwakowe aby w końcu rozpalić ognisko, zjeść wymarzoną ucztę i resztę wieczoru spędzić snując opowieści o młodych jelonkach, dorodnych owieczkach, smukłych i owłosionych nogach kozic górskich.

26.01.2008
     Wczesnym ranem rozmarzeni wczorajszymi opowieściami wyruszamy ocenić stan wody w syfonie, może wody już odeszły.
"Motyla noga" mruknął kierownik spoglądając na mnie przez ramie, oznajmiając, że niestety woda jest kilka metrów wyżej niż się spodziewaliśmy.
"Życie chłoszcze!" odpowiadam, w tym samym momencie puszczając mimowolnie złowrogiego wiaterka jaki kiedykolwiek wydostał się z zawiłych meandrów mego jelita grubego. Sam nie wiem jak to się stało ale przyczyny tego małego incydentu akurat najmniej mnie wtedy obchodziły. Rozumiejąc się bez słów z mymi kompanami niezwłocznie oddaliliśmy się od miejsca zajścia tego jakże plugawego występku. Nigdy później nie wracaliśmy do tego co wtedy zaszło jednak zdarzenie to niewątpliwie wywarło piętno na psychice każdego z nas. Jeśli chodzi o auto to udało się naprawić, może nie jest wyklepane jak przez polskich blacharzy-cudotwórców ale jeździ, skręca, hamuje podejrzane są tylko trzy ślady które pozostawia.

27.01.2008
     Dzięki uprzejmości nurków wskakujemy do podziemnego jeziorka w suchych skafandrach - inny, ale ciekawy sposób eksploracji - i płyniemy gdzie puszcza. A puszczała jak dziewka portowa. Zakładając stanowisko asekuracyjne do planowanej jutrzejszej wspinaczki, zauważyłem zawadiacki uśmiech na obliczu naszego szanownego kierownika wyprawy. Ciekawe o czym myśli ów osobnik podczas pracy. Po chwili namysłu zapytuje więc: "Co jawi się być przyczyną tegoż uśmieszku", "puszcza jak dziewka portowa!"- oblizując się soczyście odpowiada kierownik, manifestując jednocześnie swoje nadzieje na jeszcze głębszą eksploracje. Po powrocie do obozowiska i kolacji kładziemy się spać pewni że nazajutrz jaskinia zaspokoi naszą żądzę podziemnej penetracji.

28.01.2008
     Koło południa nasza dzielna drużyna wskakuje niczym zwinna sarenka do wody i rozpoczyna brawurową wspinaczkę. Poziom wody maleje średnio 0.75 m/dobę. Po zakończeniu pierwszego 30m odcinka liny zakładam drugie stanowisko. Dalej prowadzimy raczej w poziomie, ale przez rozległe nacieki które zamykają szczelinę musimy zawrócić.
    Przyznaje że nie bez znaczenia było także zimno kurczące nasze męskie narządy do mikroskopijnych rozmiarów. Nie żeby były nam one potrzebne podczas eksploracji ale sama świadomość o wspomnianym efekcie zmniejszania temperaturowego niepozytywnie wpływała na naszą pewność siebie.
    Jeśli chodzi o eksplorację podwodną to problem niesyty zamknął się. Zeszłoroczne rury są zagruzowane, najdalej udało się dopłynąć do niższych partii wspomnianych nacieków. No cóż, nie zaszaleliśmy tym razem, myślę sobie podczas powrotu do obozu.

29.02.2008
     Rano niespodzianka - zbłąkany pies odlał się na namiot, a na niebie pojawiły się pierwsze chmury. Z powodu przyjemnego chłodu w namiocie śpimy trochę dłużej. Jeśli chodzi o Jamę to kierownictwo reporęczuje i mierzy zbadane części, a ja osadzam przy otworze spita, który jest na tym samym poziomie co strop w syfonie, może się kiedyś przyda, a może po prostu tak mi się nudziło że musiałem się zająć czymś choć trochę bardziej sensownym niż wąchaniem guana nietoperków i dumania nad tym czym żywią się te ślepe stworzenia. W bazie zastajemy naszego przyjaciela Serba - Resco, który przyszedł w odwiedziny z córką, ziemniakami, orzechami i sznapsem. Okazało się że dla nas był sznaps, ziemniakami i orzechami, którymi się dzielimy. Co robić, trudno, od razu wiedziałem że nasz nowo poznany przyjaciel córkę przyniósł dla siebie.

1.03.2008
     W ostatni dzień idziemy na rekonesans kanionu mrtvicy, pięknie tam, naprawdę warto. Namierzamy kilka ciekawych otworów, niestety trudno dostępnych, ciekawe problemy. Ekipa nurkowa jedzie w dalszą podróż do wywierzyska koło Kotoru i inne równie niebezpieczne wywierzyska Serbii, a my musimy wracać. Ach łezka mi się w oku kręci gdy pomyśle, że będę musiał rozstać się z tą wiewióreczką która codziennie przydreptywała do nas z pobliskiego lasu. Dokarmiałem ją zawsze jakimiś okruchami chleba w zamian za jakże rzadko spotykaną w mieście możność napatrzenia się do woli na ten zgrabniutki rudawy tyłeczek zakończony obficie owłosionym ogonkiem. W takich właśnie chwilach moja fantazja przejmuje kontrole nad rozumem. Czasami gdy tak wpatrywałem się w moją małą koleżankę ze świata zoa (czyli świata zwierząt) to wyobrażałem sobie jak razem nadzy biegamy po łące, roześmiani, beztroscy dumni z tego, że dla nas podziały postawione przez Stwórcę nie mają żadnego znaczenia. Takie właśnie chwile najbardziej zapadają mi w pamięć.

2.03.2008
     Droga powrotna bezproblemowa. Ponoć. Troszkę przespałem. Po drodze śpimy u przyjaciela w Belgradzie - Fryca. Po dłuższych opowiadaniach, kąpieli rano wypoczęci ruszamy do domu i dojeżdżamy. Na tym kończy się legenda, ...






P.S.
Wielkie podziękowania dla kierownictwa za umożliwienie wyjazdu (przeprosiny za artykuł :),
Podziękowania dla załogantów i poznanych obcokrajowców za mile spędzony czas (przeprosiny za uznanie niepodległości Kosowa)



Udział wzięli:
Mirosław Latacz "Miro" - kierownik  (AKG)
Agata Maślanka  (AKG)
Jan Wołek - "Szyjka" - autor tekstu  (KKTJ)
Tomek Tatar "Tatar"  (Krab)
Paweł Cisowski "Ogr"  (Krab)
Kur Jarosław "Kurek"  (Krab)
Marta Kudłuczka - "Kudłata"  (Krab)

Napisz do autora:

Jan Wołek



2008 Kanion Mrtvicy - Czarnogóra 2008
2007 MAGANIK 2007 Rekonesans w Czarnogórze i nie tylko ...
2006 MONTENEGRO wyprawa do Czarnogóry sierpień 2006