W weekend końca ferii czyli 22-23 lutego 2013 odbyło się na ośnieżonych ... /wróć na ośnieżonym stoku Babiej Góry Klubowe Szkolenie Lawinowe... prr... jeszcze raz wróć - miałem tego tak nie nazywać... no to nazwę to zgodnie z zaleceniem... Klubowe Zabawy Lawinowe lub bardziej naukowo Klubowe Seminarium Lawinowe.
Choć nie jeden mógłby sądzić, że wywoływaliśmy lawiny... no cóż kuszące... bardzo kuszące ;-) ... lecz jednak to jest Park Narodowy i chyba Dyrekcji robienie lawin nie bardzo przypadło by do gustu... Ograniczyliśmy się do wykładów i ćwiczeń praktycznych - czyli wspomnianych zabaw - a jak wiadomo od dawien dawna "Nauka poprzez zabawę" przynosi najlepsze efekty.
Wracając do meritum /nie nawiązuję do polskiego mikrokomputera ;-) / różnymi drogami zjechaliśmy się do schroniska Markowe Szczawiny... różnymi drogami lecz głównie dwoma z Zawoi Markowej i z Przełęczy Krowiarki choć może i były jakieś inne.
Choć było to szkolenie Klubowe jak i w poprzednich latach zaprosiliśmy do udziału środowisko Krakowskie. Organizatorzy /Wodzu i syn/ także patrzyli przychylnym okiem na Ludów z bardziej oddalonych miejscowości... choćby z miejsc z których widać Morze Bałtyckie... lub z rejonu gdzie wyrosły kopalnie węgla kamiennego...
Chwała tym wytrwałym zawodnikom podejmujących heroiczne wysiłki dotarcia prze całą Polskę /udane wysiłki/ - to o tych z nad morza.
Na początku troszkę w ramach wstępu pogawędkę o ratowaniu poszkodowanych poprowadził Maciek Moskwa - kurcze fachowy gawędziarz :-) . Z uśmiechem przebrnął przez dość trudne tematy. Zasugerował by z foli NRC /koca ratunkowego/ zrobić zestaw dołączając do niego pakiet grzewczy lub lepiej dwa. Sam koc nie ogrzeje zziębniętego gostka, a pakiet umieszczony w miejscach gdzie krew przepływa płytko pod skórą /zgięcia łokci, zagłębienia podkolanowe lub najlepiej pachwiny/ zrobi to podnosząc temperaturę ciała w tym czasie Folia NRC odizoluje nas w jakimś stopniu od ucieczki ciepła. W czasie prelekcji pojawili się w schronisku Tadziu Widomski i Jakub Radliński w towarzystwie rodziny i jeszcze... Józka
ZOBACZ koniecznie spokojnego Józka!
By podążać za płynącym wartko czasem powiedzieć należy, że gawędziarstwo przejął Kuba - opowiedział coś o poszukiwaniach partnerskich - warto wiedzieć żeby nigdy nie musieć stosować!
W tak zwanym międzyczasie / to chyba nie jest z teorii strun - ale równolegle poza głównym wątkiem opowieści płynącego czasu/ Tadziu i Tomek Kozina zakopali treningowe nadajniki lawinowe.
Wieczorem - lub lepiej powiedzieć wczesną nocą wyszliśmy przed schronisko zdeptać śnieg i zatrzeć ślady wykopów - czyli ukrycia nadajników - wyszło lawinisko jak się patrzy ! By potem szukać włączonego zdalnie nadajnika.
Wieczorkiem cicho skradając się przypełzła i wykluła się z małego ziarenmka IMPREZKA!
oczywiście w ramach rozsądku!
Czyli troszkę płynnego ognia wyczyściło nam przełyki.
Duet bardów przygrywał nam dzielnie - Furek - Flet, a Krzysiek - Gitarrrra - tego ostatniego to trzeba jeszcze pochwalić za wytarganie tejże gitarrrrrrrry do schroniska.
No cóż warto jeszcze wspomnieć by pozostało w annałach dla potomnych o małym incydencie zakończonym jednak lenistwem... , ...lecz śmiechu było kupę w końcu pokój 15 osobowy - jeden gostek zasnął wcześniej i strasznie próbował zapalić samochód... rozrusznik z jego gardła warrrrrrczał i warrrrrczał a K(h)..oledzy rozważali by gostka z łóżkiem wyeksmitować na korytarz oczywiście nie przerywając mu błogiego snu... ale pomimo rozważań teoretycznych ...nikomu nie chciało się opuścić ciepłego śpiwora... no może nie do końca...
Kasia dzielnie wypełzła ze swojego wora i podeszła delikatnie stąpając na paluszkach do chrrrrapiącego i delikatnym kobiecym głosikiem z natężeniem 120dB poprosiła go " Nie chrap!"... Po czym powoli oddaliła się do swojego śpiworka ... pomogło na minutę... Innych działań zaczepnych nie podjęto i jakoś udało się usnąć... chyba już zaczął dobrze krążyć w żyłach znieczulacz...
Dnia następnego wstaliśmy... /wróć... dnia tego samego lecz już za światła/... wstaliśmy i spotkaliśmy się przed schroniskiem z kwadransowym opóźnieniem o 9:15.
Udało się nam podzielić na 3 zdecydowanie nierówne zespoły /to za sprawą spóźnialskich których Morfeusz trzymał w swojej krainie nieco dłużej/.
Tadziu prowadził stanowisko z dzidami - no może dla mniej wtajemniczonych dźgaliśmy śnieg by odstraszyć białą odmianę węży podśnieżnych - to wyjątkowo złośliwe zwierzęta kopiące nory w śniegu, poruszające się bezgłośnie i atakujące plecaki z jedzeniem z całkowitej zaczajki ;-)
A tak dla tych co lubią bardziej poważne relacje - szukaliśmy zakopanego worka jaskiniowego, a worek zapomniał zabrać ze sobą nadajnik lawinowy i trzeba było go namierzyć sondami...
Jak leżał spokojnie na boczku - sztuki tej udało się dokonać, jak został zakopany pionowo /mała powierzchnia/ a sondujący działali z zamkniętymi oczami - miało to symulować ciężkie warunki atmosferyczne - worka nie udało się namierzyć! - Kurcze pewnie go przemieściły te podstępne weże śnieżne a może śniegowe ...
Potem każdy miał już z 30 sekund na namierzenie worka indywidualnie - zabierał sondę i starał się znaleźć zakopany skarb - sami zakopywaliśmy go 30 minut wcześniej i znaliśmy mniej-więcej (zdecydowanie mniej!) rejon - w sumie to rejon z jakies 3x3 metry - worek udało się wysondować........ 1 osobie!
Kuba prowadził zajęcia z poszukiwania Józka - Józka już widzieliście - teraz był zakopywany pod śniegiem i cześć grupy która nie widziała tych działań miała znaleźć pacjenta. Niestety za każdym razem odkopywaliśmy Józka już jak zdecydowanie nie oddychał.
A i oczywiście wcześniej ćwiczyliśmy odkopywanie w większym zespole.
Maciek prowadził ćwiczenia w namierzaniu poszkodowanych którzy zostali zabrani przez lawinę, a mieli przy sobie wykrywacze lawinowe.
GOPR'owiec - instruktor włączał po dwa z wcześniej zakopanych nadajników, a kursant - miał go znaleźć w jak najkrótszym czasie - najkrótszy czas uzyskał Mariusz 1'17''
Furek chciał pobić ten czas... kilkoma długimi aczkolwiek błyskawicznymi susami skoczył na lawinisko i... miał pecha - Koledzy /no może nie do końca... koledzy byli współwinni - odwracali uwagę ;-) / włączyli mu na nadawanie jego nadajnik, który miał na sobie - a do poszukiwań dostał drugi. Jak by to obrazowo ująć... gonił za własnym ogonkiem :D
Instruktor podpowiadał mu w zabawny sposób:
- Zmień dziewczynę
nie chwycił tej delikatnej aluzji... :D
nie muszę dodawać, że cała reszta czekającej ekipy tarzała się ze śmiechu...
Szukał dalej i w końcu znalazł zasypane nadajniki / użył funkcji MARK i odznaczył własny nadajnik/.
Potem Agata zaczęła szukać sygnału .... i znalazła więcej sygnałów - od razu wpadła, że coś jest nie tak:
- Nie wygłupiajacie się i wyłączcie Pieps'y - Zarządała.
I tu wtopa... nikt nie włączył nadajnika - ale w góry szła ekipa GOPR'owców z właczonymi wykrywaczami i idąc ścieżką pokrywali sygnałem nasze sztuczne lawinisko.
Mędrzec Hinduski powiedziałby:
- Wszystko co zrobimy do nas wraca ...
czy powiedziałby coś podobnego ...choć może... niezgodzę się z moją poprzednią wypowiedzią i stwierdzę teraz, że może powiedziałby zupełnie coś innego :D
Po ćwiczeniach odbyło się podsumowanie... lecz już co bardziej niecierpliwi opuścili schronisko - nie zostali podsumowani :)
Weekend należy uznać za udany - i należy życzyć wszystkim by powtórzona wiedza nie była nam nigdy konieczna.
Składamy serdeczne podziękowania Prowadzącym nieodpłatnie to szkolenie.
Jeżlie drogi internałcie chesz zobaczyć jak było wczesniej zapraszamy do odwiedzenia relacji z poprzednich kursów - znajdziecie tam także opisy testów śniegu i inne.
|